Z cyklu "zagraliśmy": Prawo dżungli

Kolejna gra, znana już od dłuższego czasu. Prawie wszyscy wiedzą o co chodzi. (Chodzi o to żeby wygrać!). Dobra. stary żart..
Wszyscy gracze, jak ich dużo, siadają dookoła stołu, na którego środku stawiają berło (to drewniane coś). Wszystkim, po równo, rozdawane są karty.
Każdy z graczy, po kolei odsłania po 1 karcie. Jeśli na stole pojawią się 2 karty o takim samym symbolu (kolor obojętny), wtedy gracze posiadający te karty, rywalizują ze sobą o berło. Kto pierwszy je złapie - ten wygrywa pojedynek i oddaje swoje odkryte karty przeciwnikowi. I gra spokojnie (?) płynie dalej.
Są jeszcze modyfikatory w postaci strzałek, które mówią o tym, że po prostu wszyscy mogła złapać berło, albo wszyscy na raz wykładają jednokrotnie karty lub zmianę porównywania kart z symboli - na kolory.

Koniec zasad. Proste. Dzięki temu szybko grę można każdemy wytłumaczyć.
A śmiechu jest co nie miara, bo obrazki są bardzo podobne... przykładowo:









Każda z tych 3 kart jest inna - popatrzcie uważnie - inaczej kółka się ze sobą zazębiają.
Albo te dwie:

Pozornie - takie same - ale to nie prawda - to są negatywy!
zielona karta - to gawiazdki, a niebieska - to trójkąty..
I ostatni przykład:
Obrazek taki sam, ale przekręcony....

I tyle.
Jak do tej pory - jest to moja ulubiona gra "w przerwie" lub już "późną nocą". Dużo śmiechu, choć wymaga dużo skupienia. Praktycznie dowolna liczba graczy, to też duży jej atut.
Doskonale nadaje się dla małych i dużych - tylko jeśli gracie z dziećmi - to uważajcie na ich rączki.

A w rozgrywce pomiędzy dorosłymi (młodzież/studenci/dorośli) - polecam zdjąć absolutnie wszystko z rąk i uważać na panie o długich paznokciach.... ;)